Hulanki | 2021 | pop rap/dance rap | 8/10
W 2021 najwyraźniej jak do tej pory zauważyłem, że rap w swojej esencji nie jest gatunkiem, pojęciem obejmującym pewien obszar kulturowy, a techniką wokalną. To nie jest żadne świeże odkrycie, stąd tym bardziej dziw mnie bierze, gdy w opiniach dotyczących popisów Young Leosi, padają pojęcia nieszczególnie aplikowalne do jej muzyki. Zdradzę już wam, że to dopiero pierwszy z dwóch przypadków na tej liście, gdy tłumy chłopaków idą komentować płytę popową, jakby była to płyta hip-hopowa. Z tego właśnie powodu argumenty o złym flow, czy niezróżnicowanych tekstach od Hulanek się w większości odbijają, bo chodzi tutaj o bujające, chwytliwe kawałki, a pod tym względem do epki nie idzie się przyczepić. I jasne, to bynajmniej nie odpowiada na wszystkie zarzuty wobec tego KRĄŻKA, ale ja wychodzę z założenia, że bujające, chwytliwe kawałki pisze się raczej trudniej niż łatwiej, a te piosenki do mnie docierają. Zdecydowanie mogę przyznać, że niesinglowe piosenki stoją jeden poziom niżej od tych singlowych i gdyby album miał trwać godzinę, to nie wytrzymałbym tak długo leosiowego wyciskania jak największej liczby nut z kolei na tej samej wysokości. A tak to z siedem kawałków, trzy to totalne ZAŻERACZE: epokowe „Szklanki”, gładkie, wyśrubowane jeszcze przed career planem „Wyspy” i ćpuński bengier roku „Jungle Girl”. Hulanki to trafny, trendowy pop dla generacji Z. Ja jestem z generacji Z, lubię pop i cieszę się z każdego wydarzenia w moim życiu muzycznym, w którym mogę i chcę brać udział.
17.01.2022, pozycja 13. na liście ulubionych albumów 2021 roku