Wednesday

Rat Saw God| 2023 | alternatywny rock | 8/10

Uważni czytelnicy tego bloga wiedzą, że nie najlepiej oceniam stan dzisiejszej muzyki rockowej. Wielkie płyty rockowe nie zdarzają się już każdego roku, więc musiałem dostosować swoje wymagania. Od dawna można zaniechać wyczekiwania awangardy w tym gatunku, bo widoczna jest ona gołym okiem w hip-hopie. Czego zatem wymagam od rocka w 2023? Good shitu, z angielska „dobrego gówna”.

Takim good shitem jest właśnie Rat Saw God, album północnokarolińskiej grupy Wednesday. Nie wymyślono na nim niczego nowego, raczej zabiera on w podróż po moich – i mam nadzieję, że również waszych – ulubionych trendach zachodniego alternatywnego gitarowego grania z lat 90. Są tu momenty ostrzejsze, noise’owe czy shoegaze’owe, ale też lżejsze, z nurtu zwanego alt-country.

Wednesday udało się zawrzeć na najnowszej płycie wiele prawidłowych dramaturgicznych rozwiązań i uniknąć tych złych. Nie otrzymujemy pełnych nieznośnego patosu, parafolkowych ballad na sześć strun i wokal, dostajemy za to bogactwo zabaw dynamiką czy akcentami. Wliczają się w to wyjątkowo gustowne lawiracje między cichym a głośnym.

Bardzo ucieszyły mnie walory produkcyjne Rat Saw God. Z perspektywy historycznej absolutnie nie są one wyjątkowe, ale wybijają się na tle powszechnej u konkurencji brzmieniowej nijakości, w której instrumenty zlewają się w jedną szarą breję. Tutaj gitarowa rzężonka oddziałuje bez zarzutu.

Wychodzi zatem na to, że wcale nie mam kosy z hałaśliwszym graniem. Poza tym, co ująłem w powyższych argumentach, odczuwam to jeszcze, gdy słucham zawodzącego, croonowatego głosu wokalistki i liderki zespołu Karly Hartzman. Zdzieranie gardła wynika u niej z potrzebnej, silnej ekspresji w służbie tekstu i melodii, a nie jest celem samo w sobie.

I tak jakoś wychodzi, że przy każdym odsłuchu Rat Saw God te 10 piosenek, 37 minut muzyki, mija mi szybko i bez choćby chwilowego poczucia nudy. Wednesday to bardzo sumienni adepci najntisowego grania, którzy wzięli sobie do serca złotą zasadę „if it ain’t broke, don’t fix it”. I za to tak lubię ich muzykę.