Jesus Is King | 2019 | 8/10
Zupełnie jak w przypadku „ye”, z jakiegoś powodu „Jesus Is King” wydało mi się na samym początku być dziełem zaskakującym, mimo że już trzeźwiejąc od tej świeżości układają mi się w głowie wnioski mówiące za tym, że obie powyższe pozycje to w pełni logiczne dalsze kroki w karierze artysty. Jestem pewien, że w kontrze do wszelkich moich intelektualnych zmagań jeszcze niejeden raz Kanye uda się mnie nabrać, ale też dochodzę do wniosku, że to chyba w tym NIEODGADNIENIU leży sekret tego co uwielbiam w jego ostatnich wydawnictwach.
Bo odzierając „JIK” z kontekstu tej całej gry oczekiwań, pozalirycznie nie dostajemy żadnych zaskoczeń względem zeszłorocznego albumu. Żadnym zaskoczeniem w końcu nie jest wykorzystanie gospelowych śpiewów i organów. Bity zachowują „autorską”, post-pablowską estetykę; porozumienie współczesnych trendów z nadającymi tchnienia uniwersalności hipermelodyjnością i dziecięco-urokliwą prostotą zostało utrzymane. To w zupełności mi odpowiada i samo z siebie nadaje niezbywalną jakość płycie. Szkoda tylko, że mix i sama jakość nagrania na większości tracków są w najlepszym wypadku kiepskie, w niektórych już zupełnie fatalne. Tak to jest gdy przekłada się premierę nieukończonego albumu tyle razy, że sumienie każe go prędzej wydać takim, jakim jest tu i teraz, niźli znowu go odkładać w czasie.
Odbiór tego, co nie stricte muzyczne łączy mi się w jedną całość. Teksty, kontekst medialno-kulturowy, oczekiwania – stanowią one jakąś niełatwą do określenia, jednorodną tkankę. Tu wraca to całe NIEODGADNIENIE. Choć już spodziewam się zaskoczenia od Kanye, to plan i działanie owego zaskoczenia wciąż pozostają dla mnie zagadką. To dziwne uczucie dla piwnicznego estetyka, ale perwersyjnie i przede wszystkim KLUCZOWO przyjemne. I nie wiem czy życzyć sobie głębszego zrozumienia formuły New Kanye, bo zdaję sobię sprawę z tego ile mojego zafascynowania jego kolejnymi dziełami się w tym NIEODGADNIENIU kumuluje (du-żo). Nie chcę wychodzić z odważnym stwierdzeniem, że „Jesus Is King” jest dla mnie najtrudniejszym dziełem Westa, ale to przede wszystkim ta zagadkowość, nieregularność, a nie jakaś tematyka chrześcijańska, jest dla mnie tym koniecznym, nadającym wyższą jakość czynnikiem wyróżniającym.
Po tym esencjonalnym, wyczerpującym argumencie dalsze, pozornie istotne punkty takie jak „Kanye znów dostarcza legendarne, śmieszne teksty” jawią mi się jako niewarte rozwinięcia oczywistości. Takie recenzje można kupić w każdym sklepie z recenzjami.
27.10.2019