Tuzza

Giardino | 2020 | trap/cloud | 8/10
Nie dało się przebić wybitnego Fino alla fine, ale o co, pan, prosisz? Giardino to typowa ofiara klątwy drugiego albumu, ale jednocześnie zupełnie satysfakcjonujący, wielkoformatowy follow-up do jednego z największych osiągnięć nowego polskiego hip hopu. Formuła muzyczna została zmieniona w stopniu nieznacznym, co samo w sobie pod względem jakości ustanawia dla projektu wysoko położoną podłogę. Momentami jednak, wdziera się uczucie, wprawdzie dalekiego od spełnienia, ale jednak wyczerpywania. Obok utwierdzania się w przekonaniu co stanowi o artystycznym sukcesie Benito i Ricciego, czasem czuć ogranie pewnych schematów rymowych i melorytmicznych w nawijkach. Pozostaje zatem jeszcze stężenie wbijających się w ucho rapowych HYMNÓW. I przez gros płyty obcujemy z kawałkami na poziomie debiutu (Cullinan, Młody Dorian, Warszawska Nike to najlepsze „wycinki”), ale zdarzy się, że jakiś zwyklak, FILER się wkrada. Chwile te jednak są do wybaczenia, bo dzięki niezawodnym beatom, cała sztuka płynie gładko, bez poczucia głębszego zastoju. I to tyle. Moja opinia o tym albumie jest podobna do tej o Savage Mode II. Nie mam wiele ciekawego do powiedzenia na temat albumu, który jest przewidywaną kontynuacją obranej drogi, przewidywanym spadkiem jakości oraz ostatecznie przewidywanym sukcesem. Dobre pisanie napędzane jest zmianą; tym lepsze im zmiana gwałtowniejsza. A chłopaki chyba też to rozumieją, umieją dobrze pisać.
14.01.2021, pozycja 11 na liście ulubionych albumów 2020 roku