Double Negative | 2018 | glitch pop/ambient pop | 8/10
To najnowszy nabytek na mojej liście, przesłuchany pierwszy raz ledwo kilka dni przed jej ukończeniem. Przy okazji to jedno z większych zaskoczeń. Low to muzyczni tradycjonaliści, przez prawie ćwierćwiecze swojej działalności trzymający się stałej, rockowej metody. Weteranom slowcore’u zdarzało się ubarwiać swoją muzykę żwawszymi piosenkami czy skromną elektroniką, ale były to zmiany ledwie formalne, „zgodne z linią programową” zespołu, który chcąc nie chcąc musi coś ze sobą zrobić po tych wielu latach wspólnego grania. Na „Double Negative” doświadczamy zaś kompletnego zwrotu o 180 stopni. To nowe otwarcie dla Amerykanów i zarazem ważne wydarzenie dla sceny alternatywnej. Tak jak z kilkoma ostatnimi albumami popadali w twórczą mieliznę, tak tutaj dają świadectwo niesamowitej kontroli nad własnym dziełem. „Double Negative” cechuje się idealnym balansem pomiędzy katartycznymi melodiami, a wyważoną dźwiękową eksperymentacją, nadawaniem tychże melodiom oryginalnej postaci. Cieszę się, że nie skończyło się na przesycaniu słuchacza masą znajomych harmonii, ani quasi-dojrzałym nudziarstwem czy losowym klikaniem w przyciski. Ta płyta pod wieloma względami robi naprawdę wielkie wrażenie. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak błogie w odbiorze mogą być te ściany chrupiących szumów, albo jak wiele nam jeszcze zostało do odkrycia w kwestii cyfrowej manipulacji głosem. I oczywiście jaka wspaniała synergia zachodzi przy połączeniu tych dwóch. Powinienem zabierać się za nowe rzeczy, ale nie mogę się uwolnić od tej muzyki i jeszcze sporo czasu się nie uwolnię.
09.01.2019
Hey What | 2021 | industrial pop/ambient pop | 7/10
Wszystkie wasze doniesienia okazały się prawdziwe. Glina, z której ulepione zostało Hey What została pozyskana ze złoża nieopodal tego, co ta, z której powstało Double Negative, ale efekt końcowy w żadnym wymiarze nie przebija poprzednika. Można powiedzieć, że zaobserwowaliśmy klątwę drugiego albumu Nowego Low, bowiem niewiele tutejszych melodii wywiera na mnie szczególne wrażenie, a w konsekwencji tego zabiegi fakturalne, aspirujące na równoważne wobec tej pierwszej kategorii nie działają tak mocno jak by mogły.
Wydaje się, że kontrolowanie niestabilna dynamika i tarcia na linii wokal–instrument przybrały na płycie charakter elementów bazowych, za które były często przez słuchaczy mylnie brane w przypadku Double Negative. Po czasie, wyraźnym staje się, że to jednak piosenki i ich siła są tym elementem, a wspomniane wcześniej faktory zajmowały się NIE-jedynie wywindowaniem całości na poziom jednego za najbardziej uderzających doświadczeń muzycznych 2018 roku.
Tu w piosenkowym celu ewidentnie podejmowane są pewne próby, ale nie są już tak celne jak na poprzedniku. Mógłbym traktować Hey What jako typową dolewkę, potrzebną płytę, do której się wraca, bo ta jedna to za mało, ale przeszkadzają w tym denerwujące singlowe „Days Like These” i miałki zamykacz „The Price You Pay (It Must Be Wearing Off)”. Na pozostałych utworach LOŁOWE repetycje wypadają wraz z mijającym czasem trwania na nieco niewystarczające, niewchodzące w odpowiednio silną syntezę z formą i niewprowadzające tak jak w niektórych wydaniach zespołu w kluczowy dla doznania trans.
Hey What ostatecznie – i to ważne – wybrania się swoją twardą skorupą. Brzmienie, produkcja, SAŁND, to najmocniejsza strona albumu sama w sobie zasługująca na szacunek. Spodziewanie, spokojniejsze, dopuszczające wzruszenia fascynacje skrajem między analogiem i digitalem z 2018 interesują mnie bardziej od tegorocznego rysowania i bicia przeróżnymi narzędziami po elektro-blasze, ale to wciąż udana eksperymentacja, ciągnącą duet w nowe strony. I choć płyta ta to nie jest spektakularna porażka, a lekkie potknięcie, nie wielki spadek jakości, a negatywna korekta, to zawsze żal mi, gdy o niezłej muzyce łatwiej mówi mi się w tonie narzekającym. Ważne, że nadziei wobec Low nie tracę.
02.12.2021