Something to Lose | 2020 | sophisti-pop/new romantic | 8/10
3 lata temu na koncercie w warszawskim Pogłosie Adam Byczkowski zapowiedział swój kolejny utwór I Wake Up Tired jako „balladę reggae” i od tego momentu już nie tylko wydawało mi się, że jest moim człowiekiem, ale wręcz byłem tego pewien. Widzicie, to bicie w składniki starter packa polskiego dyskursu muzycznego w ŚWIATOWEJ SIECI ”INTERNET”, gustowa „obrona słabszych” jest mi bardzo bliska. Tutaj znowuż mamy balladę reggae (True Love), ale oczywiście cała tożsamość Something to Lose opiera się na tej niemożliwej do przeoczenia, głębokiej noworomantyczności. To zamiłowanie do naszego, obficie nadzianego niepowtarzalnym, europejskim serem brzmienia i bezwstydne, niesplamione żartem wyniesienie na piedestał takich wartości, jak miłość, młodość i wolność, razem stanowią – mimo bycia w całości produktem retromańskim – coś świeżego, momentami nawet wyzwalającego. Te momenty to Hearts on Fire i tytułowy singiel, które każdorazowo uskrzydlają słuchacza, by ten na chwilę mógł odlecieć w niebo na wysokość zakochanych i spojrzeć z góry na tych, którzy tego szczęścia nie dostąpili. Te dwie piosenki, choć nie stoją poziomy nad resztą płyty, stanowią najlepsze zaproszenie do albumu, są dwoma stronami monety, z tym, że obie z nich to orły.
16.01.2021, pozycja 4. na liście ulubionych albumów 2020 roku