Wprowadzenie do yacht rocka

Pomimo tego, że bardzo podniecała mnie wizja pisania o moim największym muzycznym odkryciu 2021 roku,  zabranie się do pracy nad poniższą publikacją okazało się być dla mnie trudnym zadaniem. Ten, możliwe, że najważniejszy w moim dotychczasowym życiu tekst publicystyczny w końcu nie jest nadbudową, a czystą bazą. Stosowanie przeze mnie zabiegów stylistycznych, celem osiągnięcia Sztuki Pisania nie będzie już tak częste, ponieważ cel opisowy jest tutaj zdecydowanie najważniejszy. W internecie nie znalazłem do tej pory żadnego tekstu mającego za zadanie przedstawić i zdefiniować publiczności ten styl delikatnej muzyki, więc, jak wiecie, „z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Zapraszam was zatem na moje wprowadzenie do świata yacht rocka. Po tym artykule zrecenzuję odsłuchane przeze mnie płyty z tego stylu. Planuję zrobić z tego coroczną serię, więc jej pierwsza edycja i każda następna absolutnie nie będą miały charakteru holistycznego.

1. HISTORIA

Yacht rock to pojęcie, które ujrzało światło dzienne w 2005 roku, za sprawą premiery internetowego mini-serialu komediowego o tym samym tytule. Yacht Rock, napisany i nakręcony przez hollywoodzkiego scenarzystę J. D. Ryznara mockument ukazuje perypetie autorów kalifornijskiej gładkiej (smooth) muzyki z końca lat 70. i początku 80. Do aktorów serialu zalicza się sam Ryznar oraz masa jego kolegów z branży i nie tylko. W epizodach możemy zobaczyć także bardziej znane nazwiska, takie jak Jason Lee, czy Drew Carey. Yacht Rock przez wszystkie swoje dwanaście, trwających zazwyczaj pięć minut odcinków, wykorzystuje tematykę jako podłoże dla szaleńczo-głupawej, i, właśnie, głęboko internetowej do-it-yourself komedii. Komedia ta, dokładnie jak wywodzący się z niej termin yacht rocka nie mogła powstać w czasach, kiedy przeboje yacht rockowe pięły się na szczyty list przebojów. To tylko i aż postmodernistyczna zabawa paczki przegrzanych przez kalifornijskie słońce mężczyzn, którzy dla jaj postanowili spitchować swój losowy pomysł na serial, który został niespodziewanie przyklepany. W mojej opinii Yacht Rock jako agresywna komedia jest pełna bardzo zabawnych momentów, ale też musi zawierać kilka słabszych, które uderzają równie mocno. Jednak niezależnie od tego, czy się spodoba, czy nie, jej wpływ zdecydowanie ją przerósł. Yacht rockowe dyskusje w nieznacznym stopniu odnoszą się do oceny serialu i, co więcej, wielu słuchaczy yacht rockowej muzyki nawet nie zdaje sobie sprawy o jego istnieniu.

Yacht Rock jest dostępny w całości na YouTubie.

Wydawany od 2005 do 2006 roku Yacht Rock okazał się być sukcesem i po początkowo zaplanowanych dziesięciu odcinkach otrzymał dwa dodatkowe, po jednym w 2008 i 2010 roku. Od tego czasu, termin stale nabierał na popularności, a jego znaczenie coraz bardziej się rozmywało. W końcu, w 2015 roku powstała dla niego stacja w satelitarnej sieci radiowej Sirius XM. W ramach owej stacji, poza yacht rockowymi hitami, odtwarza się również piosenki, których, według twórców, do tego stylu nie da się zaliczyć. Ta postępująca demokratyzacja terminu, a zarazem wypaczenie oryginalnej wizji twórców musiała sprowokować Ryznara do ponownego zebrania drużyny i rozpoczęcia podkastu, w którym chłopaki będą prezentować swoje niebywałe zdolności w przedstawianiu dowodów na istnienie kompletnie zmyślonych stylów muzycznych (do których w końcu yacht rock się kiedyś zaliczał). W składzie ekipy poza Ryznarem znaleźli się inni członkowie obsady Yacht Rocka, czyli Steve „Hollywood Steve” Huey, David B. Lyons i Hunter Stair. Nie wspominałbym jednak o tym, gdyby rozpoczęty w 2016 roku Beyond Yacht Rock nie nabrał szczególnego znaczenia dla samego pojęcia. Początkowa obietnica dziewięciu odcinków z jednym nowy zmyślonym stylem na odcinek i jednym na określanie czym yacht rock jest, a czym nie jest, w krótkim czasie zaczęła być łamana. Po łamaniu nastąpiło jej zupełne zarzucenie, a w 2019, ostatnim roku regularnego trwania podkastu, show w stu procentach przerodził się w odcinki z serii „Yacht or Nyacht”, podczas których poszczególne piosenki zostały oceniane od 0 do 100 w skali jachtowości. W końcu ile można wymyślać zupełnie zmyślone style muzyczne? Obecnie Ryznar, Huey, Lyons i Stair zajmują się poważniejszymi sprawami, a fani yacht rocka liczą na rychły powrót ewangelistów.

2. DEFINICJA

Tak jak wspomniałem wcześniej, w krążących powszechnie definicjach yacht rocka występuje wiele sprzeczności. Najszersza i zarazem jedna z najpopularniejszych definicji, to paradoksalnie ta, której wielu ludzi nie potrafi do końca określić. Dzieje się tak dlatego, gdyż masa słuchaczy przy dzieleniu się piosenkami, które uznają za yacht rockowe, kieruje się głównie uczuciem, yacht rockowym feelem. Rozumieją yacht rock po prostu jako soft rock z zachodniego wybrzeża USA z lat 70. oraz ignorują lub nie znają bardziej precyzyjnych określeń terminu. To wyzwolone od nerdozy podejście nie jest inherentnie niewłaściwe. W końcu muzyka jest od tego, żeby się nią cieszyć i dzielić z innymi ludźmi. To powiedziawszy, nie wydaje mi się, by był to szczególnie ciekawy sposób myślenia. Osobiście preferuję podejście „oryginalistyczne”, takie, które przy ocenie jachtowości danego materiału ściśle bierze pod uwagę wytyczne twórców terminu. Tym właśnie wytycznym szczegółowo poświęcę całą resztę tej części artykułu, dzięki czemu dowiecie się, że zdolność rozpoznawania yacht rocka stosując rygorystyczne kryteria urasta do miana sztuki.

Na początku należy ustalić jedno: yacht rock to nie gatunek muzyczny, a styl. Choć twórcy terminu określają yacht rock jako „genre”, to nie studiowali przez cztery niepełne semestry muzykologii, tak jak ja. Do yacht rocka mogą być zatem zaliczane nie tylko piosenki rockowe, ale też stricte popowe, r&b (w tym soulowe, funkowe i disco), a nawet jazzowe. Oczywiście, styl yacht rockowy może przenikać się z innymi stylami muzycznymi, to jest pochodzącym z Wielkiej Brytanii sophisti-popem i japońskim city popem. Ten drugi jest wręcz naturalnym rozwinięciem yacht rocka i czasami naprawdę niełatwo je rozróżnić kryteriami pozajęzykowymi.

Wymienię teraz podstawowe elementy i wskaźniki piosenek yacht rockowych według J. D. Ryznara i spółki wraz z moim własnym, krótkim rozwinięciem:

– „gładkość”, smoothness tu istotne jest odróżnienie słowa smooth od słowa soft. Piosenki yacht rockowe jak najbardziej mogą być brzmieniowo bardzo konkretne, energiczne i rockujące, going hard.

Gdzie kończy się yacht rock, a zaczyna adult-oriented rock (AOR), reprezentowany przez takie zespoły jak Journey? Członkowie Toto starali się za wszelką cenę byśmy nie znaleźli odpowiedzi na to pytanie.

czysta, slick produkcja – brzmienie utworów yacht rockowych musi być przejrzyste i możliwie jak najwyższej jakości, a każdy instrument w miksie powinien mieć swoją przestrzeń. W yacht rocku nie ma miejsca na lo-fi, ściany dźwięku i szum.

Porównując z reprezentantami dzisiejszej topki przebojów rockowych, ten hicior z 1976 roku z każdą z nich brzmieniowo wygrywa w cuglach. Trzeba się było nie wypinać na r&b.

Doobie Bounce – hitowa piosenka „What a Fool Believes” w wykonaniu zespołu The Doobie Brothers okazała się być wielką inspiracją dla wielu artystów ze sceny i poza nią, że jej cechy takie jak charakterystyczny perkusyjny groove, bujający bas, rytmiczne klawisze i słodka melodia były później wielokrotnie wykorzystywane, jeśli nie powiedzieć „kopiowane”.

Według twórców terminu i społeczności, to jest właśnie najbardziej yacht rockowa piosenka w historii.

charakterystyczne aranże – podstawą piosenek yacht rockowych nie są gitary, a klawisze. Syntezatory i kibordy są powszechne, ale najbardziej charakterystycznym instrumentem w stylu jest elektryczne pianino Rhodesa. Gitary też są istotne, ale bardzo rzadko pojawia się klasyczna. Gitary elektryczne poza obrębem solówek mają czyste, jasne i bardzo często funkujące brzmienie, a bas jest ciepły i równorzędny z resztą instrumentów. Swój udział mają też saksofony, trąbki i inne dęciaki. Podobnie jest ze skrzypkami, które jednak muszą mieć podniosłe i szerokie, „miejskie” brzmienie, a nie organiczne i „ludowe”.

The Doobie Brothers z Michaelem McDonaldem zapewniają, że jeśli słysząc motyw przewodni z „Mody na sukces” boli cię głowa, to yacht rock zdecydowanie nie jest stylem dla ciebie.

silne wpływy r&b i jazzu – piosenki yacht rockowe posiadają silną, wyraźną rytmikę i momentami nieoczywiste rozwiązania harmoniczne. Nie zawierają w sobie country i folku oraz nie należą do takich, które można łatwo wykonać przy ognisku na samej gitarze ze śpiewem.

Steely Dan to zdecydowanie najbardziej jazzowi z popularniejszych reprezentantów yacht rocka. Snoby uwielbiają zaprzeczać ich przynależności do stylu, uważając termin yacht rocka za ubliżający.

profesjonalni muzycy sesyjni – określenia „yacht rock” można także używać wobec określonej sceny muzycznej. Reprezentanci tej sceny bardzo często ze sobą współpracowali zamiast ze sobą konkurować. Pewne nazwiska w „creditach” powtarzają się tak często, że sprawdzając je przed odsłuchem danego nagrania można spodziewać się yacht rocka.

Al Jarreau, David Foster, Jay Graydon, Jeff Porcaro, Abraham Laboriel. Kogo tu jeszcze brakuje? Może Michaela Omartiana, Billa Champlina i Richarda Page’a, którzy pojawiają się na reszcie albumu, z którego pochodzi ten singiel.

powstanie w czasach popularności stylu i pochodzenie z południowej Kalifornii – nie jest to oczywiście konieczne, ale cechą wspólną większości piosenek yacht rockowych jest fakt, że powstawały one w latach 1976-1984 w (przede wszystkim południowej) Kalifornii.

Zanim nagrywanie cyfrowe zdominowało rynek, a pop stał się głośniejszy i bardziej bombastyczny, artyści yacht rockowi mieli dekadę na popisanie się swoimi pomysłami na przeboje.

umniejszona rola tekstów – teksty piosenek yacht rockowych są zazwyczaj mało istotne. Proste sentymentalne, czy romantyczne teksty w większości całkowicie ustępują miejsca „warstwie muzycznej”, to jest: melodii i błogiemu brzmieniu.

Jeśli przesłuchacie tej piosenki w całości to do waszych uszu 37-krotnie dotrze słowo „love”. I jakie to ma znaczenie? Spójrzcie tylko na tę okładkę. Czy dalibyście radę oprzeć się takiemu love-lasowi?

teksty o „głupcach” (fools) – a skoro już jesteśmy przy tekstach, to bardzo ważne jest, że wbrew temu, co nazwa wskazuje, piosenki yacht rockowe wcale nie tak często wspominają o żeglowaniu. Znacznie częściej pojawiają się w nich (przeważnie zakochani) „głupcy”.

„Kto dzisiejszej nocy będzie głupcem?” – pytają Neil Larsen i Buzz Feiten z zespołem. Cóż, na pewno nie ten, kto zapozna się z tym one-hit wonderem.

3. ARTYŚCI

Można z całą pewnością przyznać, że muzyka yacht rockowa nigdy nie cieszyła się w Polsce zainteresowaniem. Większość nazwisk i nazw zespołów, które za chwilę wymienię do dzisiaj ma w naszym regionie anonimowy status. Na początku jednak warto wymienić dwóch najbardziej rozpoznawalnych wykonawców. Pierwszym z nich był Michael Jackson. Tak, dokładnie ten Michael Jackson był yacht rockowcem. Zarówno solowo, jak i z Jackson 5 (wówczas The Jacksons) nagrał kilka jachtowych piosenek, a najbardziej znane z nich to „Rock with You” z przełomowego dla jego kariery Off the Wall oraz „Human Nature” z legendarnego Thrillera. Żeby nie było, bracia Michaela z własnymi karierami solowymi też mogą starać się o miejsce na łodzi.

Pewnym statusem w Polsce może się cieszyć również zespół Toto. Może nie chodzi tutaj o rozpoznawalność nazwy, ale takie piosenki jak „Africa”, „Rosanna” to trwały element obrotu w polskim radiu w formatach pop, rock i gold. Jakoś tak się złożyło, że oba z tych kawałków można uznać za sztandarowe przykłady stylu yacht rockowego. Członkowie tego pierwszego składu Toto, czyli David Hungate, Bobby Kimball, Steve Lukather, David Paich oraz bracia Jeff i Steve Porcaro przed założeniem zespołu, ale też w trakcie jego funkcjonowania, byli niezawodnymi muzykami sesyjnymi dla wielu wykonawców, w tym rzecz jasna yacht rockowych.

Podobno po pierwszym odtworzeniu gotowego miksu „Human Nature” słuchacze w studiu musieli strzepywać z siebie cukier. Za wykonanie podkładu odpowiedzialni są, no właśnie, panowie z Toto.

Skoro już jesteśmy przy Toto, to warto wspomnieć, że zespół powstał po tym jak czterech z sześciu jego członków zakolegowało się w trakcie grywania dla niejakiego Boza Scaggsa. Tym oto sposobem docieramy do wykonawców mało znanych w Polsce, ale niezwykle istotnych dla stylu yacht rockowego. Zakładając, że Scaggs na jachcie reprezentuje terytoria rockowe (co jest trochę prawdą, a trochę nie), to do jego stronnictwa mogą dołączyć tacy artyści jak The Doobie Brothers z Michaelem McDonaldem, Steely Dan, Kenny Loggins, Christopher Cross czy Ambrosia.

Bardzo łatwo sobie wyobrazić tę piosenkę w cięższym aranżu, ale wtedy nie byłaby już tak lekkostrawna. Plejlist yacht rockowych można słuchać godzinami bez poczucia zmęczenia.

Po wyszukaniu powyższych wykonawców możecie dojść do smutnych, błędnych wniosków, dlatego też zapewniam was: czarnych muzyków w yacht rocku jest prawdopodobnie więcej niż białych! Ci oczywiście częściej reprezentowali skrzydło muzyki r&b, soul, funk i disco, a należą do nich tacy artyści jak Al Jarreau, Ray Parker Jr. (gościu od motywu przewodniego z filmu Ghostbusters), Brenda Russell, Quincy Jones i George Benson. Wkład czarnej muzyki w yacht rocka nie polega jednak na definiowaniu go przez kilku specjalistów nurtu, a na krótkoterminowych wizytach największych gwiazd branży.

Na Jachcie można się nie tylko wyłożyć na leżaku, ale też i tańczyć. W większości przypadków będzie to taniec-przytulaniec, ale jest też pełno opcji na nieco żywsze rytmy.

Kolejną grupą, jaką chciałbym przedstawić będą „styliści”. Styliści z dzisiejszej perspektywy to dość obskurni wykonawcy, którym nie da się tak łatwo przypiąć łatki gatunkowej, ale za to, są prawdopodobnie najczystszą egzemplifikacją stylu jaką możecie znaleźć. Do tej grupy zaliczają się chociażby Paul Davis, Dane Donohue, Robbie Dupree, Marc Jordan, Bill LaBounty, Pablo Cruise i Pages. Pozostali yacht rockowcy nie posiadają regulaminowej liczby członków by zakładać własne kluby i stać ich co najwyżej na koła. Kołami smooth jazzowców, czy choćby wirtuozów gitary elektrycznej nie będziemy się jednak dzisiaj zajmować.

Zarówno „Hot Rod Hearts” jak i większy hit Robbiego Dupree „Steal Away” opierają się w zupełności na fenomenie „What a Fool Believes” The Doobie Brothers. W obu wypadkach są to zżynki potrzebne i dobre.

Cały ten zgiełk by nie wybrzmiał, gdyby nie udział muzyków sesyjnych. Scena yacht rockowa to system naczyń połączonych. Tutaj każdy z każdym, a to pod kim jest podpisany kawałek, jest równie ważne, co cała seria nazwisk zapisana małym druczkiem. Jeśli widzieliście chociaż kilka z poniższych nazwisk koło siebie, a nagranie pochodzi z lat 1976-1984, to możecie być niemal pewni przed odsłuchem, że macie do czynienia z yacht rockiem: Michael Boddicker, Larry Carlton, Lenny Castro, Paulinho da Costa, David Foster, Steve Gadd, Jay Graydon, Michael Omartian, Greg Phillinganes. To jedynie kilku studyjnych weteranów stylu bez istotnych karier solowych, bądź w zespołach.

Wchodzą pierwsze akordy i aż chce się wykrzyknąć pierwsze słowa piosenki „Peg”. Larry Carlton grał na niejednym albumie Steely Dan i nie można mieć mu za złe, że podwędził sobie jej charakterystyczny motyw dla własnego instrumentalnego utworu.

Nie jest jednak tak, że yacht rock w pewnym momencie umarł i od dekad leży w grobie. Po spopularyzowaniu się terminu w latach 10. XXI wieku zaczęła powstawać muzyka neo-yacht rockowa. To oczywiście bardzo niszowy nurt, który przeważają liczebnie same coverbandy. Trzeba jednak wymienić artystów nagrywających nowe, oryginalne kawałki. Należą do nich takie projekty jak Young Gun Silver Fox, State Cows, Monkey House i Page 99.

Próba uchwycenia źródłowego brzmienia yacht rocka nie jest prosta. Bardzo łatwo o produkt suchy i plastikowy. Tu jednak udało się to bez zarzutu.

Na sam koniec, w ramach ciekawostki, wymienię różnych docenionych przez krytykę i popularnych na całym świecie artystów, którzy nie są muzykami yacht rockowymi, ale mają jedną lub kilka piosenek w tym stylu. By utrzymać suspens, wymienię na początku kilku wykonawców r&b, od których można było się spodziewać adaptacji do w owym czasie nowego stylu. Są nimi Earth, Wind and Fire („After the Love Has Gone”), Aretha Franklin (cover „What a Fool Believes”. Tak, ta piosenka naprawdę była bardzo ważna.), Kool & the Gang („Too Hot”), Lionel Richie („Running with the Night”), Diana Ross („That’s How You Start Over”) i Bill Withers z trendującym niedawno na TikToku w zremiksowanej wersji „Just the Two of Us” (z Groverem Washingtonem). Wśród ulubieńców krytyki, którzy maczali palce w yacht rocku znajdują się China Crisis („You Did Cut Me”), Todd Rundgren („Love is the Answer” zespołu Utopia) i Marcos Valle („Não Pode Ser Qualquer Mulher”). W końcu, wisienką na torcie są Daft Punk („Fragments of Time”), Elton John („Give Me the Love”), Hall and Oates („Kiss On My List”), Prince („My Love Is Forever”) i… Queen („Cool Cat”).

Przed państwem czarny koń w wyścigu im. hiszpańskiej inkwizycji na najbardziej niespodziewane rzeczy w muzyce.

4. SPOŁECZNOŚĆ

Przez lata wokół yacht rocka zdążyła się zbudować mała fanowska społeczność. To w zdecydowanej większości ludzie, którzy pamiętają złote czasy tego stylu, a więc urodzeni w latach 50., 60. i 70. XXI wieku. Rzecz jasna 19 na 20 osób pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, a ta pozostała jedna z Kanady. Na grupach facebookowych, gdzie żyje społeczność, dzielą się piosenkami yacht rockowymi i dyskutują, czy można dane przykłady muzyczne przypisać do tego stylu. Owych yacht rockowiczów można podzielić na dwa stronnictwa. Pierwszym z nich jest dominujące stronnictwo „umiarkowanych”. Umiarkowani luźno traktują definicję stylu i często wrzucają piosenki spoza jej granic. Czasem członkowie tej grupy tych zupełnie nie poważają, czego skrajnym przypadkiem, jaki zauważyłem, było podzielenie się utworem „Thick as a Brick” autorstwa Jethro Tull. Innym stronnictwem są „radykałowie”. Jest ich mniej, ale nadrabiają aktywnością. Ci z kolei uważają, że ich zadaniem jest korygowanie umiarkowanych, gdy zbaczają z yacht rockowej ścieżki. W skrajnych przypadkach, radykalni sprawiają wrażenie kultystów, którzy nie posiadają własnego zdania, a jedynie powtarzają święte słowa autorów terminu. Poza tym, sercem yacht rockowych grupek są wspominki rzeczy z dawno minionych czasów, boomerskie memy, informacje i nagrania z imprez tematycznych, czy karaoke i dyskusje na temat obecnych wydarzeń ze świata klasycznego rocka i popu.

Poza konsumentami w świecie yacht rocka są oczywiście i producenci. Niedługo po zakończeniu Beyond Yacht Rock w 2020 powstały inne podkasty, takie jak Yacht Rock Podcast:”Out of the Main”, czy The Yacht Rock Show with Eddie Ganz. W tych programach autorzy zajmują się przede wszystkim wymyślaniem coraz to nowszych sposobów na zachwycanie się piosenkami ze stylu, co nie jest szczególnie ciekawe, ale przeprowadzają również wywiady z weteranami yacht rocka i omawiają tematyczną literaturę. Prowadzone są także yacht rockowe stacje internetowe i radiowe. Najbardziej znaną jest wydawane przez korporacyjny SiriusXM Yacht Rock Radio, które, jak na lidera popularności przystało, otrzymuje wiele krytyki za zbyt wąską bazę utworów, z których wiele znajduje się poza ramami stylu. Jedną z najbardziej uznanych niezależnych stacji jest florydzkie Yacht Rock Miami.

5. CO TO DLA MNIE ZNACZY?

Dlaczego wam piszę o tym wszystkim? Gdy pod koniec 2020 roku zacząłem świadomie odkrywać yacht rocka, nie spodziewałem się, że fascynacja nim pozostanie ze mną do dziś. Doskonale pamiętam, jak wcześniej chciałem się mocniej zaangażować w inny, w niektórych względach podobny styl, jakim jest sophisti-pop. Poprzestałem jedynie na zamiarach i bezrefleksyjnie wróciłem w mojej podróży muzycznej do programu „trochę nowości, trochę klasyki”.

Przez długi czas łudziłem się, że moja orientacja muzyczna jest stosunkowo neutralna. W końcu „słucham wszystkiego”, nieważne jak konwencjonalnego, czy eksperymentalnego, a z ogółem populacji łączy mnie zamiłowanie do chwytliwych melodii i rytmów i oddawanie się zmieniającym się trendom. Teraz uważam, że to podejście jest u podstaw zakłamane. Jasne, mogę sobie słuchać wszystkiego, ale nie mogę się wyrzec moich preferencji, które raczej powinienem podkreślać. Muzyczne „strefy”, niekoniecznie gatunki, a okresy, style, sceny i podejścia, a może i coś, co można by było określić dzisiaj mianem „WAJBÓW”.

Yacht rock jest dla mnie właśnie taką muzyczną strefą, która w czasach pandemii dała mi wielokrotnie niespotykane uczucie komfortu. Kiedy spotkania z ludźmi były obarczone poczuciem winy i strachem przed chorobą, a czasem w ogóle niemożliwe do zrealizowania przez obostrzenia, wykreowałem sobie wyspę. Ta rajska, oddalona od cywilizacji, prawdopodobnie ulokowana gdzieś na Pacyfiku, bezludna wyspa zaczęła być rezerwatem dla moich głębokich, sięgających dzieciństwa fantazji i nostalgii do tego, czego nigdy nie doświadczyłem. Na wyspie znajdują się obrazy, które od malucha bezpowrotnie odbijały mi się w głowie za pośrednictwem amerykańskiego filmu drugiej połowy XX wieku i kreowały estetykę, do której, jak się okazuje, później w życiu będę tęsknić i lgnąć. Doskonale, wręcz magicznie pasującym muzycznym elementem tej rozpychającej świadomość na koszt podświadomości układanki, okazała się muzyka yacht rockowa.

To nie jest tak, że znalazłem jeden perfekcyjny styl muzyczny, do którego reszta nie będzie mogła dorównać. Yacht rock nie zawiera w sobie jedynie popowych brylantów, bo jest też i wiele piosenek (zwanych przeze mnie disco amero), które są pokryte zbyt kiczowate, pokryte zbyt grubą warstwą patyny, ale nigdzie właśnie, tak jak w yacht rocku, nie znalazłem takiego stężenia szczerej miłości do melodyjności i błogich brzmień. Dzięki yacht rockowi dookreśliłem moją definicję eskapizmu i lepiej zrozumiałem dlaczego paradoksalnie może być mi bardzo blisko do muzyki, do której za bardzo nie mogę się odnosić.

To wszystko co miałem do powiedzenia. Powyższy tekst otwiera nowy cykl „Sezon Yacht Rocka”, w którym w każdą niedzielę lipca i sierpnia będę publikował teksty na temat płyt yacht rockowych. Za korektę podziękowania ślę Kubie Małaszukowi.