Ulubione albumy 2017 roku

Rok 2017 był tym pierwszym, w którym, powiedziałbym, w pełni świadomie słuchałem muzyki. Moje doświadczanie nie było w żadnym stopniu skrzywione poczuciem nieznajomości wystarczającej ilości „podstaw”. Czułem też, że słucham znacznie więcej niż średnia ludzi „zaangażowanych” w tę dziedzinę kultury. Te przekonania nigdy nie towarzyszyły mi podczas mojej fazy „filmowej”. Może dlatego się z nich przerzuciłem na muzykę.

W tym roku wysłuchałem 1503 albumy, zarówno krótko- jak i długogrające. 211 z nich zostało wydanych w 2017 roku. W publikowanej na mojej tablicy liście przedstawiam wam listę moich 25 ulubionych wydawnictw z tego roku. Ta zróżnicowana gatunkowo wyliczanka w zamyśle pełni rolę rekomendacji dla każdego, zarówno bardziej zgłębiających muzykę jak i mało nią zainteresowanych. Znajduje się tu muzyka dosłowna jak i wysublimowana, twarda i miękka, ciepła i chłodna, grana i programowana, słowna i instrumentalna. Mam nadzieję, że każdy kto zapozna się z tym tekstem znajdzie coś dla siebie.

25. Priests – Nothing Feels Natural | post-punk |
To ciekawe jak Priests, zespół, który w swoich poprzednich, demonstracyjnych wydawnictwach w najlepszym przypadku mnie nudził, a najgorszym – denerwował, wydał w 2017 bardzo dobry kawał post-punku. „Nothing Feels Natural” skutecznie realizuje tradycję gatunku, łączy punk-buntowniczość z „post”-ambicjami. I wychodzi solidnie, ale tylko.

24. Gas – Narkopop | ambient/techno |
W makroskali comeback album Wolfganga Voigta prezentuje to samo co jego słynne wydawnictwa sprzed prawie dwudziestu lat. I to samo w sobie jest wystarczającą zachętą. „Narkopop” odwraca się od zdystansowanego do techno i najjaśniej brzmiącego „Popu” i stawia na najmroczniejszą dotychczas muzyczną eksplorację. Jednak – jak wszystkie albumy Gasa – wymaga przejścia w stan kompletnego skupienia podczas odsłuchu. Wtedy dopiero okazuje swoją całkowitą siłę.

23. Ugory – Wstręt | ambient/post-rock |
W tym zestawieniu jedyne wydawnictwo z Polski i w sumie najdziwniejsze. Nie wiadomo gdzie Ugory wybierają się ze swoją muzyką, bo dostajemy tu wszystko, a czynnikiem wspólnym jest tu mrok. Po kolei dostajemy nawiedzony trip hop, gotycki mumble-post-rock, długawy gitarowy ambient pleciony ze słowem mówionym, drone’ową miniaturkę i bagienny metal. Wszystko to jakimś cudem dobrze się łączy, ale patrząc z boku ciężkostrawne.

22. Mount Eerie – A Crow Looked At Me | współczesny folk/muzyka autorska |
Doprawdy ciężko znaleźć nieprawdziwe słowa o tym albumie. Treść jest niesamowicie druzgocąca. Ta w tekstach jak i wyobrażeniu samotnego pana konstruującego swoje wyszczegółowane treny dla zmarłej miłości życia. Ciężko nie wyrazić cichego, lecz szczerego współczucia dla Phila Elveruma, który stanie teraz przed zadaniem samotnego wychowania ich córeczki. Muzycznie otrzymujemy korzenną konstrukcję pojedynczej gitary, wspomaganej czasem oddaloną elektroniką. Tylko w tym aspekcie płycie brakuje do wybitności.

21. Ducktails – Jersey Devil | indie pop |
Z lekkim dyskomfortem przychodzi mi lubić muzykę takich postaci jak Matt Mondanile, o którym od niedawna wiadomo, że upodobał sobie znęcanie się nad kobietami, co potwierdziła m.in. jego eks-dziewczyna i eks-zespół. Mimo wszystko tegoroczny Jersey Devil z jego osobistego projektu Ducktails bardzo pozytywnie zaskakuje i okazuje się być najpełniejszym dziełkiem w dyskografii muzyka. Poza obowiązkowymi „dżanglującymi” gitarami, brzmienie lo-fi na swój sposób jest tu polerowane do maksimum, a perkusja i bity otrzymują wyrównaną reprezentację. Same piosenki są oczywiście solidne napisane, a na całej długości albumu nie da się nudzić.

20. Yaeji – EP2 | house/alternatywne r&b |
Yaeji dała już wcześniej poznać w 2017-tym inną, również dobrą, ale wyglądającą z pozycji undergroundowej EPką. Z tym krótkograjem decyduje się ona na uformowanie swojej postaci na scenie światowej „Alternatywy”. Remixocover hitowego „Passionfruit” Drake’a i klubowy banger „Raingurl” udowadniają potencjał do wieloletniego zasypywania nas jakościową muzyką, ale reszta płytki też bardzo satysfakcjonuje. To osiemnastominutowe wydawnictwo jest jednym z najbardziej zwartych w tym roku i bezwarunkowo zasługuje na powszechną uwagę.

19. Hoops – Routines | jangle pop/lo-fi |
W dziedzinie popularnego w tej dekadzie zniekształconego gitarowego popu Hoops wyrastają na lidera. A to wszystko dzięki wysokiemu poświęcaniu uwagi trzem najważniejszym cechom dobrego albumu, czyli melodiom, produkcji i konstrukcji materiału. Melodie są chwytliwe i wyjątkowo „sprytne”, produkcja wierna tradycji hypnagogic popu, a konstrukcja zwarta. Płyta byłaby wyżej na liście gdyby nie to, że trzy utwory z jedenastu pojawiły się już wcześniej na kilku EPkach, czyli… bez nich byłaby to kolejna EPka.

18. Anwar Sadat – Ersatz Living | post-punk/noise rock |
…czyli jak w szybkie 27 minut nasycić dzienne zapotrzebowanie na agresję. Ten surowy post-punk z industrialnymi naleciałościami to kolejny na mojej liście album, który można pochwalić za dosadność i „konkret”. A będzie ich jeszcze więcej.

17. Kendrick Lamar – DAMN. | rap |
Z tym albumem mam wielki problem. Momentami popada w ścisłą topkę roku, jak i muzyki popularnej dekady, a czasem jednak przynudza. To pierwsze starczyło by zakwalifikować Lamara do tego zestawienia. „DAMN.” wbrew pozorom ma więcej wspólnego z często uznawanym za jego opus magnum „To Pimp a Butterfly”. Obie płyty udowadniają wybitność rapera, ale bywają psute jego skłonnością do megalomanii.

16. Hollywoodfun Downstairs – Tetris | post-hardcore/metalcore |
Po bogatej reprezentacji metalu w 2016-tym, w 2017-tym nastała posucha. Najbliższa metalowi (a bo nie do końca) pozycja na mojej liście to jedyne takie zaopatrzenie w gItArOwE mŁóCeNiE i dArCiE rYjA. Dziwna sprawa, bo takie hardcore’owe klimaty nieadekwatnie rzadko mi się podobają, ale jak widać jak już trafią to w dziesiątkę.

15. tqd – ukg | 2-step garage |
Za nazwą grupy tqd kryją się trzy postaci brytyjskiej sceny garage’owej – Royal-T, DJ Q i Flava D. Każda z nich opublikowała wcześniej albumy, które bym wliczał do topek poszczególnych lat, więc w tym roku nie powinienem się zupełnie martwić o efekty tego łączenia sił. I tak też się stało. To wydawnictwo najbardziej przypomina dzieła Flavy i przede wszystkim cieszy akcentowaniem siły repetycji w połączeniu z beztroską w użytych do całego przedsięwzięcia środkach.

14. Mark Eitzel – Hey Mr Ferryman | współczesny folk/muzyka autorska |
Mark Eitzel to bard-alkoholik, prawdziwy żywy schemat i przez to postać nietuzinkowa. Po ponad 30 latach od początku kariery, postanowił ją ożywić i wyrwać ze skręcającego w elektronikę nudziarstwa i marazmu. „Hey Mr Ferryman” prezentuje Eitzela w najlepszej od kilkunastu lat formie. Ponownie największą atrakcją jest jego poruszający głos.

13. Homeshake – Fresh Air | alternatywne r&b |
Osobą stojąca za projektem Homeshake jest Peter Sagar, były gitarzysta dla Maca DeMarco co już pozytywnie nastraja przed słuchaniem. W tym roku jednak z nim przegrał, ale wciąż stworzył wystarczająco dobry album by dostać się na 13-te miejsce na mojej liście. Wśród kilku pozycji na mojej liście spod znaku „alternatywnego r&b” ta jest zdecydowanie najbardziej introwertyczna i neurotyczna. Sagar z wielką czułością tworzy relaksujący soundtrack do niedzielnego popołudnia.

12. Soliterre – Double Life | nu-disco/synth funk |
Powstrzymywałem się trochę przed nazywaniem „ukg” najbardziej taneczną płytą w tym zestawieniu, bo został jeszcze zdolniacha Soliterre ze swoim nowym jointem. To porywający, zanurzony w estetyce końca lat 70-tych dyskotekowy towar. I nic więcej nie trzeba dodawać.

11. Nite Jewel – Real High | alternatywne r&b |
Takie słoneczne, czasem leniwe r&b. Najlepsze do słuchania właśnie w takich klimatach. Oparte na ciepłych syntezatorowych podkładach, optymistyczne, często brnące w pop. Nite Jewel po rzekomym wytworzeniu kilku arcydzieł dopiero teraz zrobiła na mnie wrażenie. Jak dobrze.

10. Octo Octa – Where Are We Going? | deep house |
Godzinny, zupełnie nasycający house, który z czasem coraz bardziej wwierca się w głowę. Autorka nie ukrywa, że jest on manifestacją swojej tożsamości płciowej.

9. Kelly Lee Owens – Kelly Lee Owens | ambient pop/techno house |
Melanż sennych popów z chłodną, techniczną muzyką taneczną. Niby po prostu wszystkie wymagania do bycia dobrą płytą spełnione, ale to jednak coś więcej, bo pomysł na takie nietuzinkowe, przyszłościowe, zwarte dzieła jest zupełnie jak pode mnie. I tak myślę, że chciałbym kiedyś zrobić płytę jak Kelly Lee Owens.

8. Różni wykonawcy – Mono no aware | ambient |
Wydana przez wytwórnię PAN, ambientowa składanka „Mono no aware” trwa aż 77 minut. I normalnie ciężko byłoby to znieść gdyby nie, właśnie, to, że jest składanką, w której na każdym tracku udzielają się inni wykonawcy. Taka forma wymusiła na twórcach inne, bardziej skupione podejście. To, naturalnie wynikający z formy rozstrzał brzmień oraz wysoka jakość nagrania zaowocowała masywną, niezwykle immersyjną płytą.

7. Chaz Bundick Meets the Mattson 2 – Star Stuff | rock psychodeliczny/jazz rock |
Jazzujące i/lub odlatujące, wysmakowane gitarowe jamy. Star Stuff brzmi zupełnie jak współcześnie zremiksowana płyta sprzed 45 lat. Ta „wiekowa uniwersalność” podnosi wartość nagrania, a nieskazitelny profesjonalizm bijący z kompozycji powoduje całkowite 44-minutowe zatopienie.

6. Young Thug – Beautiful Thugger Girls | trap rap/pop rap/r&b |
Niska sprzedaż nowej płyty Young Thuga zupełnie mnie nie dziwi. W trapowym mainstreamie jej brzmienie jest zbyt miękkie, a dla popowego świata zbyt staroświeckie. Rzeczywiście w warstwie podkładów króluje tu niezdecydowanie, charakterystyczne dla kryzysu hip-hopu osiągającego swoje apogeum w drugiej połowie zeszłej dekady, które dodatkowo zostało podlane dużą ilością równie nie-cool latynosko brzmiącego popu. A jednak mam ten album na swojej liście i to aż tak wysoko. Zawdzięcza to on właśnie temu wyłamaniu się od schematów i oczywiście też samym piosenkom. Te zaś są bardzo, bardzo melodyjne i bardzo dobrze się zazębiają. „Beautiful Thugger Girls” to w moim odczuciu idealny album do puszczania w tle, czy to na imprezie, czy podczas pracowania.

5. Goldie – The Journey Man | drum’n’bass/neo-soul |
Powrót Goldie, brytyjskiego giganta drum’n’bassu po prawie dwóch dekadach nieobecności szczerze mówiąc nie wywołał u mnie typowego dla takich wydarzeń niepokoju. W Clifforda Price’a wierzę wystarczająco by uznać, że nie ujawnił się właśnie teraz dlatego, bo zabrakło mu kasy, a by wyrzucić z siebie kumulujące się w nim pomysły na świetną muzykę. I to widać. Jego kolejny, kolosalny (1 godzina 49 minut) album to doskonale udowadnia. Stare pomysły się nie znudziły, a nowe do nich doskonale pasują. Tym razem (jak zawsze wielkie) ambicje Goldie zostały zrealizowane poprzez zaproszenie do nagrania utalentowanych, choć nadal nieznających smaku sławy artystów soulowych. W rezultacie otrzymujemy album odbierany bardziej na poziomie doświadczenia, czy seansu, który na mojej liście najbardziej zasługuje na określenie dziełem sztuki.

4. Remo Drive – Greatest Hits | power pop/indie rock/emo |
Jeśli debiutanckie „Greatest Hits” Remo Drive (dobry żart) za 10 lat nie będzie uważane za klasyka to będziemy mogli mówić o dziejowej niesprawiedliwości. Tak dobrych power popowych kawałków nie słyszeliśmy od czasu „Mass Romantic” The New Pornographers, które przecież powstało w 2000 roku. 38 minut pełnych hipermelodyjnych piosenek, które twórcy chcą jak najbardziej urozmaicić zarówno w skali makro jak i mikro. Za tą pierwszą kryję się emocjonalny głos wokalisty, a za tym drugim przeróżne indie zabiegi jak nadwyraźne crescenda i zatrzymywanie utworu w najmniej spodziewanym momencie. Rock może jeszcze nie umarł.

3. Mac DeMarco – This Old Dog | indie pop/współczesny folk/muzyka autorska |
Mac DeMarco to jeden z tych muzyków, w których obecnie najbardziej wierzę. Słysząc zapowiedzi jego nowych materiałów jestem pewien, że niczego nie skrewi, a „This Old Dog” tylko mnie utwierdziło w tym przekonaniu. Wbrew obiegowej opinii, gość robi spory postęp, bo kawałki są znacznie bardziej zróżnicowane, a poszerzony styl jeszcze bardziej go wyróżnia w porównaniu do reszty indie ogółu. Niezwykle absorbujący i w sumie najlepszy album Kanadyjczyka.

2. Angles 9 – Disappeared Behind the Sun | awangardowy jazz/big band |
Nie wiem jak można nie mieć sympatii do Angles 9. Dziewięciu dziwacznych panów (spójrzcie na okładkę albumu „Injuries”) „pod kątem” spogląda na jazz. Efektem jest muzyczny potwór. On dosłownie żyje. Oddycha, burczy, pluje, stąpa. Za funkcjonowanie organizmu odpowiadają przede wszystkim wzajemnie przepychające się dęciaki i potężne bębny. Obcowanie z całym tym cyrkiem przez 40-kilka minut jest niesamowitym przeżyciem i może się spodobać nawet osobom mało lubiącym różnoraką eksperymentalność. I dodam, że to najzabawniejszy album jaki dane mi było usłyszeć w tym roku.

1. Exit Someone – Dry Your Eyes | sophisti-pop |
Od prawie samego początku roku na szczycie mojego zestawienia znajduje się wydawnictwo, które w tym roku było najwięcej razy zapętlane i bez wątpienia będę je nazywał z perspektywy czasu muzyką mojej młodości. Prawie rok minął od jego wydania, a jeszcze go nie zajechałem by pomyśleć „dość. „Dry Your Eyes” to intelektualny pop dla romantyków, wykonywany przez młode małżeństwo Thoma Gilliesa i June Moon. Sprawę można rozpatrywać jako rozbudowanie solowego projektu Gilliesa Vesuvio Solo i tak dochodzi do tradycyjnego duetu, w którym facet wokalnie schodzi z pierwszego planu by przejąć zaplecze piosenkopisarskie i producenckie. Muzyka zaś jest kosmiczna. 6 zwartych, wybitnie napisanych i produkcyjnie wypolerowanych do błysku tracków tworzy debiut zachowujący się jak miniskładanka „the best of”. Wszystko czego potrzebuję od muzyki w jednym miejscu.

I to by było na tyle. Zamieszczam tutaj jeszcze kilka linków do wysłuchania najlepszej muzyki z tego roku na Spotify:

Lista ulubionych, bądź najbardziej esencjonalnych kawałków z albumów pojawiających się na tej liście: https://open.spotify.com/user/bartosz_gryz/playlist/7G4xtjJzH78XEzHAtfC8Co

Lista ulubionych kawałków z albumów, które nie zdołały się załapać na listę: https://open.spotify.com/user/bartosz_gryz/playlist/0Iul6Lo4uOwOuQAIt4DnNc
2018