To jest #TWITKAST: cykl nitek, w których w gronie tt.muzyczka rozkładamy na czynniki pierwsze lubiane przez nas albumy (trochę tak jak w podcaście #Płytkast). Codziennie jeden użytkownik/użytkowniczka weźmie na warsztat wybraną przez siebie płytę.
W zabawie zainteresował mnie jej potencjał do interaktywności i dlatego właśnie moją propozycją jest debiut Madonny – bardzo popularny album, do którego zrobienie rankingu powinno być tym bardziej proste, bo zawiera tylko 8 piosenek. Mam nadzieję, że w komentarzach podzielicie się swoimi własnymi rankingami. To nie są oczywiście jedyne powody tej decyzji. Madonna należy do grona moichulubionych płyt wszech czasów i jest zarazem bardzo emblematyczna dla mojego gustu muzycznego. Przez resztę tego wstępu wyjaśnię wam dlaczego.
Jest to płyta bezwstydnie popowa, kładąca mocny nacisk na silne, zapamiętywalne melodie i odnosząca pod tym względem kompletny sukces. Madonna to teżczystamuzyka taneczna (nie mylić z muzyką do tańczenia), na której dominują rytmy przeróżnych odnóg tak zwanego post-disco, ale można tu znaleźć również new wave, a nawet house. To płyta, której doskonale się słucha. Zawiera gładkie, ale wyraźne brzmienia, ma przejrzystą górę, środek i dół i każde z nich jest siłą samą w sobie. Teksty na płycie to moja ulubiona eskapistyczna mieszanka, czyli bawienie się, tańczenie oraz papierowe miłostki i prawdziwe pożądania. Przejdźmy w końcu do właściwej listy!
8. Everybody
Pierwszy singiel Madonny na self-titled pełni funkcję epilogu. To jedyna piosenka na trackliście, którą mógłbym bez bólu określić jako wadliwą. Sprawia wrażenie zbyt prostej. „Zbyt-prostość” to oczywiście argument, który krytycy albumu mogliby stosować wobec pozostałych piosenek z płyty, więc jeśli pada on z moich ust, to SPRAWA ROBI SIĘ POWAŻNA.. Chodzi mi tutaj o strukturę, która wyjawia od razu swoje wszystkie sekrety, jak i refren, który ze wszystkich piosenek na płycie najszybciej męczy. Surowsza produkcja na „Everybody” również wyraźnie odstaje od reszty. Wciąż, gdy słucham Madonny, ani myślę o tym by go skipować i dobrze się przy nim bawię, a to co właśnie przeczytaliście, to konieczne dla formuły rankingowej czepianie się szczegółów.
7. Burning Up
„Burning Up” łatwo odczytywać jako nawiązanie do ROCKOWYCH KORZENI Madonny. Gitarka tutaj to już nie tylko motywiczne funkowe skubanko, a przede wszystkim solóweczki na overdrivie. Mamy zatem do czynienia z muzyką z OSTRYM ROCKOWYM PAZUREM. Dobra, koniec tego wydurniania się. Tak naprawdę numer ten stoi dla mnie głównie połączeniem ciepłego syntezatorowego basu i mocnego bitu ze świetnie brzmiącymi clapami. Niezróżnicowany refren jest słabością „Burning Up”, ale nadrabia za niego uwypuklający wszystkie zalety piosenki porefren. „Do you wanna see me down on my knees?/Or bending over backwards, now, would you be pleased?” i brejk po „I’m on fire” – ogień, no właśnie, ogień.
6.I Know It
Ten zdecydowanie najbardziej charyzmatyczny, melodramatyczny i LIRYCZNY kawałek budzi we mnie skojarzenia z italo disco. Poza wspomnianymi wyżej cechami sugeruje mi to chromatycznie kolorowy, arpeggiowany, syntezatorowy motyw o szerokim ambitusie. „I Know It” ma najwięcej wspólnego z rytmem klasycznego 60’sowego r&b, a zatem różni się od reszty piosenek na płycie tym, że jest stworzony pod inny, spokojniejszy typ tańca, gdzie gibiemy się do co drugiego bicia. Tu się pstryka palcami, a nie skacze. Opowieść Madonny o radzeniu sobie ze skrzywdzeniem przez pewnego bawidamka wciąga przez bardzo wyraziste delivery wokalistki i silne, przykuwające ucho melorytmiczne akcenty. Apogeum tego znajdziemy w czysto musicalowym, swaggerskim mostku. „Huh, you can’t fool me” i płynny powrót do refrenu – złoto.
5. Holiday
Przyznam się, że traktuję „Holiday” jako utwór house’owy i dziwi mnie, że jeszcze nigdzie nie spotkałem się z mówieniem o nim w taki sposób. Wspominałem już o eskapizmie, a ten utwór to jego najczystsze uoso… umuzycznienie. Madonna przekonuje tutaj słuchacza, że powinniśmy z nią wyskoczyć na szybkie wakajki, czym wyzwala (przynajmniej we mnie) dziecięcy entuzjazm. To uczucie funkcjonujące ponad warstwą muzyczną i przyjmujące za nią strzały, bo od strony struktury piosenki mamy do czynienia jedynie ze szkieletem. Ważne są jednak szczegóły. Najmocniejszymi elementami piosenki są dla mnie rzecz jasna bardzo świeży beat oraz funkowe licki na gitarze. Na uwagę zasługują również motywy z syntezatorowymi leadami.
4. Physical Attraction
Debiut Madonny to płyta, na której kompozycje są odpowiednio wydłużone, by sprawdzały się jako parkietowe dżemy. Trwające niecałe 7 minut „Physical Attraction” to tego najjaśniejszy przykład. Niełatwo jest mi wytłumaczyć czemu od tego momentu listy te zapętlane w kółko parki akordów nie zostawiają we mnie żadnego niedosytu, ale tak właśnie jest. „Physical Attraction” to albumowy deep cut, któremu długość służy i który pomaga zrozumieć o co chodzi na całej płycie. Wszystkie kluczowe elementy brzmienia self-titled, czyli syntezatory, bit oraz gitara są tutaj perfekcyjne i doskonale współgrają z erotycznym tekstem. Madonna jako zmysłowa uwodzicielka wypada przekonująco, a sam kawałek to dowód, że już na początku kariery jej charyzma była zbyt wysoka, by artystka mogła uniknąć losu wielkiej gwiazdy.
3. Borderline
„Borderline” to kompozycyjnie najciekawsza pozycja na albumie, a także najbardziej przejmująca i emocjonalnie głęboka. Jej słodko-gorzkie melodie i harmonie wyśmienicie budują dramatyczny, melancholijny nastrój piosenki o miłosnym zawodzie. Przejścia od części do części są na tej piosence najbardziej płynne i wspomagają jej narracyjność. Śliczność „Borderline” w kryterium stricte piosenkowym i ładunek emocjonalny sprawiają, że numer ten jest dla mnie faworytem prysznicowych i sprzątaniowych lip-synców. Wspaniałych momentów i szczegółów jest tutaj zbyt wiele, by którykolwiek z nich się wyróżniał, więc dodam jeszcze tylko, że chórki robią tutaj doskonałą, ważną robotę; jeszcze bardziej podnoszą emocjonalną stawkę utworu.
2. Think of Me
Tak, kompozycje są dla mnie ważne, ale wcale nie ważniejsze od groove’ów. „Think of Me” zawiera najbardziej kozackie wejście bitu na płycie; wejście, które na stałe dołączyło do mojego osobistego kanonu i które regularnie do mnie wraca, gdy nucę sobie pod nosem. Może w ogóle ten bit jest po prostu najlepszy? Jego mocy doszukuję się w gęstości. Kluczowym elementem dla czucia rytmu na „Think of Me” jest również ten pulsujący jak metronom wysoki dźwięk A na syntezatorze. Efektem jest wybitny „kręcioł” – sekwencja rozwijająca swój potencjał przez repetycję, umieszczenie w zapętleniu. Jest wybitny, bo pozostaje silny po takiej liczbie powtórzeń, po której przeciętne kręcioły już męczą. Nie wiem nawet czy bardziej angażują mnie tutaj transowe refreny z uzależniającymi wykrzyknięciami „think of me” czy instrumentalne brejki . W temacie tych drugich należy wspomnieć, że na tej właśnie piosence znajdują się najlepsze partie saksofonu.
1. Lucky Star
Muszę wam wyjawić, że często bywam ofiarą konceptu muzycznej miłości od pierwszego wejrzenia. Otwieracze płyt, które kocham mają bardzo wysoką szansę na stanie się moimi ulubionymi utworami na trackliście i tak właśnie jest w tym przypadku. Nie ma czemu się dziwić! Rozpoczynający piosenkę wodospad syntezatorowych dźwięków i następujące po nim wejście bitu to jakiś kosmos. „Lucky Star” może nie ma najlepszej kompozycji jak „Borderline” ani tak najlepszego groove’u jak „Think of Me”, ale dokonuje najlepszej syntezy obu tych składników. Słuchając „Lucky Star” natychmiastowo poprawia mi się humor, wręcz czuję się jakbym się unosił. To dla mnie piosenka idealna zarówno z makro- jak i mikro-perspektywy. Konsonansowe, ale i dysonansowe uderzenia syntezatorów, funkowe licki na gitarze, potężne bicie automatu perkusyjnego, wokal wspierający, brejki… Nie mam już nic więcej do dodania. To po prostu idealny utwór muzyczny, reprezentant mojego muzycznego core’u.
I to by było na tyle. Dziękuję Kubie Ambrożewskiemu za stworzenie okazji do przelania w formie tekstowej moich uczuć do jednej z moich ulubionych płyt. Słuchajcie płyt Madonny, szczególnie tych z lat 80.!
11.12.2022