Pewnego razu w Hollywood / Once Upon a Time in Hollywood | 2019 | 7/10
Mimo ogromnej popularności filmów Tarantino, obchodzenie się z nimi nie jest prostym zadaniem. Quentin bowiem od zawsze był trollem, a przez zdecydowaną większość kariery – trollem ukoronowanym. O ile odbiorcy sztuki w miarę uniwersalnie za cel obierają jej zrozumienie, tak QT brakiem zrozumienia niespecjalnie się przejmuje, a wręcz może go ono bawić. Percepcji jego filmów zatem wiecznie towarzyszy trapienie się nad tym ile leży geniuszu w geniuszu, a ile egotyka w egotyku (egotykiem oczywiście też jest, czemu miałby nie być?).
Tym razem odczułem, że zadowalania samego siebie jest tutaj za dużo. Jasne, teoria, że Tarantino robi filmy tylko dla siebie nie jest ani nowa, ani nieprawdopodobna, ale z tych 160 minut Once Upon a Time in Hollywood nie da się wyciągnąć tyle ile byśmy się spodziewali. Prostota opowieści nie byłaby problemem, gdyby nie to, że za mało tu dobrych puent. Dzieło stale czarujące widza swoim nieśpiesznym rozwojem i samokontrolą zmusza do zwiększonych oczekiwań względem rozwiązywania wątków i jakości zwrotów akcji.
Oczywiście jest tu mnóstwo rzeczy, które ciepło wspominam i które muszę pochwalić. Aktorstwo di Caprio i Pitta jest fenomenalne, a ich wspólne sceny to piękny przykład synergii. Nie da się również nie docenić mistrzowsko skonstruowanej kapsuły czasu jak i szeroko rozumianych tarantinizmów. W końcu poniżej pewnego poziomu QT nie może zejść.
25.08.2019