Ghostland | 2018 | horror psychologiczny | 5/10
Horror to jeden z moich preferowanych gatunków filmowych do oglądania. Właściwie nie jestem pewien dlaczego. W krytycznym odbiorze horrorów mogę się pochwalić nawet pewnym małym osiągnięciem, czyli wykminieniem w 2017 roku terminu „nowej fali horrorów” podczas krótkiego internetowego opisu filmu Get Out Jordana Peele’a. Nie mogę sprawdzić, czy ktoś już wcześniej to wymyślił, więc przypisuję to sobie (nic mi nie zrobicie). Wspominam o tym, bo myślałem po przychylnych ocenach znajomych, że Ghostland może reprezentować ten umiłowany przeze mnie ruch. Nic bardziej mylnego.
Film zdecydowanie nie postuluje o stawianie go na półce z kinem niegatunkowym. Kręcony jest bez dbania o estetyczność, braki w naświetleniu nie mogą być tłumaczone grą świateł, faktura obrazu nie jest ciekawa. I okej, nie jest to coś, czego oczekiwałbym od sadystycznego horroru. Problemy znajdują się gdzie indziej. Jak na pozycję zwracającą uwagę na psychologiczny trzon historii, odkrywa ona swoje karty zbyt szybko. Tajemnica zostaje rozwiązana około połowy czasu trwania, ale wydaje się, że już w okolicach ⅓, bo od tego czasu film nie ma sobą już tak wiele do zaoferowania i zaczyna się dłużyć.
I tak jumpscare’y, którymi Ghostland jest wypełniony, zaczynają być coraz bardziej uciążliwe, a przemoc wykonywana na głównych bohaterkach kumuluje się do tego stopnia, że aż zaczyna tracić na wadze. „Zabawa w kotka i myszkę” tutaj nie do końca działa, bo nie odczuwałem poczucia śmiertelnego zagrożenia dla bohaterek. Na dodatek, rozwiązanie całej historii zostaje nam wyraźnie zasugerowane około kwadrans przed jej zakończeniem. W rezultacie, mamy do czynienia z filmem, który ani nie zachwyca treścią, ani formą. Wielka szkoda, bo z pomysłu dało się wyciągnąć więcej, a i nie ma w filmie elementów tragicznych, „inwazyjnie złych”.
30.01.2022