Mel Brooks

Producenci (The Producers) | 1967 | komedia | 7/10

Jednym z wbitych w moją pamięć audiowizualnych wycinków z filmów oglądanych w okresie dzieciństwa (w tym przypadku – wczesno-nastoletnim) była końcówka Historii świata: Części I, czyli zapowiedzi przyszłych fikcyjnych filmów Mela Brooksa. I cóż, tak chyba działa pamięć, że znajdziesz spory problem, by przypomnieć sobie jakie były najszczęśliwsze wakacje twojego życia, ale już z precyzją radiowca przywołasz sobie głos telewizyjnego lektora czytającego frazę „Hitler na lodzie”. Kilka lat temu zweryfikowałem, że Historia świata… to szmelc, ale dopiero dziś, po obejrzeniu Producentów zorientowałem się, do czego nawiązuje ten, heh, okupant jednego z moich dziwniejszych klastrów w mózgu.

Początki nie były łatwe. Seans rozpoczął się przecinaną napisami sceną pełną przeterminowanego slapstiku w akompaniamencie denerwującej, ale pozostającej w nastroju muzyki. To zdecydowanie najniższy punkt filmu, a zarazem najwyraźniejsze przedstawienie jego jednej strony – zależnej od czasu. Nie dziwota, że 55-letni film musiał się zestarzeć, ale wspominam o tym dlatego że film ma, oczywiście, drugą stronę – czasowo niezależną. To właśnie ta strona po krótkich, początkowych bojach wychodzi zwycięsko, bo meta-tematyczność, (tutaj temat odbioru dzieła) to miejsce, gdzie z czasem odkrywamy, że zawsze jest coś więcej do powiedzenia.

I tak pachnące formaliną wywracanie się o własną dupę (żebyśmy się rozumieli – jest też takie nią nie pachnące) zostaje odwrócone w komediowej kulminacji fantastycznym, zakrawającym o podejrzenia ponadekranowej świadomości występem Dicka Shawna w roli odtwórcy humorystycznej postaci nazistowskiego dyktatora. Na występ z rozbawieniem reaguje wewnątrzfilmowa publiczność, odbijająca moją własną reakcję jak w lustrze. Może i nie do końca, nie do końca w istocie, lub nie do końca głęboko, ale Brooks skrobie tutaj pojęcie sztuki tak złej, że aż dobrej, a ja, czuję, że toczę dialog z obrazem jak ze starym kumplem. Podobno w dyskusji o tym filmie chodzi o to, że nowojorski żyd robił sobie żarty o jednym z największych zbrodniarzy w historii współczesnej ledwie 22 lata po jego krwawym dziele, ale moje szkiełka skupiły światło gdzie indziej.
02.01.2022