Chloé Zhao

Jeździec / The Rider | 2017 | dramat | 7/10

Tematem dzisiejszego odcinka jest dramat naturalistyczny. Tym zdaniem otwieram tę recenzję, bo sama przynależność do tego stylu i wszystko co z niego wynika to istota i najmniejszy wspólny mianownik składowych mojej ogólnej oceny danego mi materiału, którym jest The Rider. Mamy więc między innymi czasowo wąską linię fabularną, wydarzenia wywodzące się z życia prędzej niż życie wywodzące się z wydarzeń, dokumentalizowany styl kręcenia i obsadę naturszczyków. Taki opis daje nam do zrozumienia, że w dziele nie będzie zwrotów akcji, co najwyżej półzwroty, a emocjonalne momenty będą kreślone ołówkiem, a nie markerem. Dla takiego preferenta wrażliwości związanej z bardziej intensywnymi środkami, niż filmowego ambientu, który reprezentuje The Rider, te ramy stylistyczne po prostu obniżają maksymalny sufit przyjemności, jaką mogę odczuwać.

Całe szczęście, że Chloé Zhao wie jak zadbać o to, by nie zmierzał on chociaż na chwilę ku podłodze. Idea tego typu filmu jest realizowana przez reżyserkę bardzo konsekwentnie. Widać to przede wszystkim w niebudzącej wątpliwości szczerości obcowania z materiałem. Czas wewnątrzfilmowy płynie tak gładko, że nie odnosi się wrażenia, że cokolwiek jest tutaj napędzane fabularnymi zębatkami. Po prostu są Ludzie, ludzie mają proste Cele, Cele wymagają Działań, a po drodze zawsze jest czas na Bezcelowość. I naprawdę, dacie radę odróżnić kiedy tytuł w formule wycinku z życia (slice of life) zaniedba te założenia. To nie musi zupełnie wpływać na jakość, ale wtedy należy się zorientować, że plusy wynikają z innych elementów.

Bo w Riderze właśnie współczesne „kowbojskie” realia nie są ani upiększane, ani UBRZYDZANE. Rodeo jest niebezpieczne, niszczy ludzi i wydaje się dla osób, które już w nie weszły jedynym sposobem na życie, ale nie uświadczysz naocznie zejścia fatum na słabego człowieka, nie zobaczysz roztrzaskanej głowy w makro. I wokół rodea też się całe życie nie może kręcić. Są choroby, są używki i nałogi, są zdarzenia losowe, jest bieda. Wszystko to jest w filmie Zhao zobrazowane jako rzeczywistość z zadbaniem, by cisnące się na usta słowo „brutalna” pozostało niewypowiedzane, ale wciąż przebywające z tyłu głowy. To trzon jakości tego filmu, a takie rzeczy jak bardzo ładne kadry krajobrazowe (Południowej Dakoty w tym przypadku) wydają mi się zbyt ogranym motywem w procesie wyrażania opinii, by się nad nim szczególnie pochylać. The Rider to nie jest kino wycelowane we mnie, ale wystarczająco dobre, bym nie mógł go nie docenić.
22.11.2021