ULUBIONE ALBUMY 2022 ROKU | Pozycja 2: Tim Bernardes – Mil coisas invisíveis

W recenzowaniu płyt śpiewanych w językach innych niż polski i angielski, ujawnia się mój największy krytyczny grzech. Każdy, kto przeczytał choćby mały zestaw moich recenzji zdążył się zorientować, że teksty nie mają dla mnie tak dużego znaczenia, co dla przeciętnego świadomego słuchacza. Treści lirycznej wyśpiewanego w całości po portugalsku Mil coisas invisíveis do tej pory sobie nie przetłumaczyłem, ponieważ muzyka broni się sama, a prawdziwa treść tekstów nie może być gorsza od ideału wykreowanego w mojej wyobraźni.

Tim Bernardes to już kolejny, po Danielu Rossenie, muzyk na tej liście, który wpisuje się w postać wielkiego sewentisowego barda. Na płycie, tak samo jak DR, wchodzi w rolę człowieka-orkiestry i pisze Wielkie Piosenki, choć wywodzi się z zupełnie innego nurtu i ma inne cele. Bernardes w swoich utworach próbuje uchwycić piękno rozumiane klasycznie, takie bez żadnego „ale” i niepochodne. Chyba nie muszę wam mówić, że radzi sobie z tym perfekcyjnie.

W samej kategorii songwriterskiej, Bernardes wybija się na światowe wyżyny. To najpełniejsze i najzdrowsze piosenkopisarstwo z jakim się od dawna spotkałem. Oferuje słuchaczowi wszystko, co mu potrzebne do czerpania długotrwałej energii z muzyki i jest pozbawione tanich zapychaczy, czy chwilowych uciech, po których dopada zmęczenie. Ta prawie godzinna płyta jest stworzona do wielokrotnego odkrywania. Ile razy do niej wracam, tak zachwycam się bardziej, a nie zaczynam nudzić.

Jest coś niesamowitego w tym, że mimo growerowego charakteru Mil coisas invisíveis da się już od pierwszego odsłuchu rozpoznać na płycie wybitne, chwytające za serce momenty. Za każdym razem dostaję ciarek, gdy wchodzi refren „Fases”, klaskanie na „Realmente Lindo”, wejście wokalu na „Falcie” lub po prostu piosenka na „A Balada de Tim Bernardes” (Brawo, chłopie! Zasłużyłeś na nazywanie piosenek po samym sobie!). Takich silnie oddziałujących chwil na płycie jest oczywiście mnóstwo i łatwo sobie wyobrażam, że ktoś inny mógłby wskazać zupełnie inne, a ja bym przyznał mu rację.

Istnieje u mnie w głowie taka kategoria współczesnych płyt, które w alternatywnej rzeczywistości powstały lata temu i obecnie funkcjonują jako klasyki. Myśląc o Mil coisas invisíveis ten szablon do mnie wraca, bo płyta Bernardesa niesie ze sobą energię 50-letniego podwójnego albumu wymienianego jako jedno z najbardziej cenionych osiągnięć brazylijskiej muzyki. Podwójnie zachęcam was do odsłuchu, bo mamy tu do czynienia z jednym z najlepszych nagrań 2022 i 1972 roku.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s