
Mam sporą zagwozdkę próbując wtrącić moje trzy grosze na temat najnowszej epki artystki kryjącej się za pseudonimem Malibu. Ta obecna na mojej liście albumów 2020 roku jako DJ Lostboi producentka ma niezwykły talent w tworzeniu własnego muzycznego świata wypełnionego spokojem. Od lat jest konsekwentna w swoim działaniu i objawia się to tym, że Palaces of Pity brzmi bardzo, bardzo podobnie do jej poprzednich wydawnictw, szczególnie do omawianego już przeze mnie The Blue Stallion. I ja to, jak widzicie, kupuję. Uważam, że próba formułowania nowych interpretacji, kiedy stare się wciąż trzymają sprawiła by więcej szkody niż pożytku, dlatego przeklejam wam kluczową część mini-recenzji The Blue Stallion.
„Eteryczne, anielskie syntezatory i sample kierują uwagę na piękny, wygenerowany teren i dają błogie uczucie doznawania wyjątkowej i nieskrępowanej przestrzeni. Na równi z pierwszymi skojarzeniami, brzmienie albumiku odwołuje się do określonych trendów w ambiencie przełomu wieków. Elektroniczne new age, styl „chill out” przepełniają wydawnictwo aż do wylania się na tapetową okładkę. Do momentu poznania tego małego obrazu wielkiej starodigitalowej natury jeszcze nie słyszałem żadnej współczesnej i profesjonalnej, a zarazem poruszającej i kompletnej wariacji nad dźwiękiem startowym Windowsa 98.”